W końcu wróciłam!!! Mam nadzieję, że teraz uda mi się bardziej regularnie umieszczać posty. Pomysłów mam wiele, ale jako że przerwa by baaaardzo długa, to puste opakowania po kosmetykach wysypują mi się z mojego denkowego kartonu. W związku z tym, stwierdziłam, że zacznę od mojego kosmetycznego pamiętnika, by móc pozbyć się wreszcie tych opakowań.
Produktów, które wykończyłam, jest sporo, dlatego ujęłam je wszystkie na jednym zdjęciu i opiszę pokrótce, co o nich myślę, czy warto powrócić, a może są testowane na zwierzętach i choć były dobre, nie zagoszczą u mnie ponownie. Z góry przepraszam za wygląd opakowań, ale jak już wcześniej wspomniałam, rozcinam je w większości, by dobrać się do ostatniej kropli danego kosmetyku (tak już mam i już ;))
Jesteście ciekawi???
ZAPRASZAM :)
Alterra dezodorant w sprayu Jojoba & Szałwia - moje nieustanne próby poszukiwania naturalnego dezodorantu po raz kolejny spaliły na panewce. Ten nie robi kompletnie nic. Wg producenta jest to dezodorant, który zapewnia 24-godzinną ochronę przed poceniem. Wg mnie, nie zapewnia jej nawet przez godzinę. Absolutnie nie należę do osób, które pocą się jakoś obficie. Powiedziałabym nawet, że pocę się bardzo mało, ale każdy dezodorant testuję w różnych okolicznościach: na siłowni, spacerach, podczas biegania itd. No i ten nie dał rady niestety. Ze spuszczoną głową znów powróciłam to antyperspirantów, zawierających aluminium.
Johnson's baby oliwka w żelu - jak ja się cieszę, że w końcu zużyłam tę oliwkę. Uwielbiam oliwki w pielęgnacji. Dają dobre nawilżenie, a nałożone w niewielkiej ilości na mokrą skórę i wytarte delikatnie ręcznikiem nie pozostawiają tłustej warstwy, której nie znoszę. Ponieważ Johnson&Johnson należy do listy czerwonej, nie kupię już więcej. Ale nie zamierzam zrezygnować z oliwek. Na mojej liście do kupienia figurują już dwa zamienniki z Rossmanna: oliwka do ciała Wellness&Beauty oraz olejek Babydream. Pożyjemy, zobaczymy...
Woda termalna Uriage - to jest już moje n-te opakowanie i powracam do niej regularnie. Daje ukojenie przesuszonej skórze. Używam jej do nawilżania maseczek z glinką, bardzo dobrze sprawdza się też w roli toniku. Spryskiwacz "nie pluje" produktem, tylko daje delikatną mgiełkę. Woda idealnie sprawdza się również podczas upałów, przyjemnie chłodzi skórę i ją odświeża. Kochałam, kocham i kochać nie przestanę ;)
Greenland shower foam coconut milk & lime - kolejny produkt, z którym męczyłam się trochę, głównie przez "sztuczny" zapach. Lubię zapach kokosa, jeszcze bardziej limonki, ale w tej piance bardzo mi przeszkadzał. Limonki nie czułam w ogóle, natomiast kokos to czysty syntetyk. Ale żeby nie było, że jestem jakąś malkontentką, to powiem (a właściwie napiszę), że był to kosmetyk baaardzo wydajny (bardzo dobrze się pienił), nie wysuszał skóry, można było dozować ilość piany wydobywanej z pojemnika, nie zawierał parabenów ani sztucznych barwników. Nie kupię ponownie.
Skin So Soft pieniący olejek pod prysznic - od długiego już czasu nie kupuję kosmetyków firmy Avon (z wiadomych przyczyn), ale jako była konsultantka posiadam jeszcze spore zapasy, które sukcesywnie zużywam. Ten olejek lubiłam bardzo, bo po jego użyciu nie musiałam stosować żadnych balsamów nawilżających. Skóra po nim była miękka i przyjemna w dotyku. Używałam go w "leniwe" dni, które są u mnie na wagę złota. Wtedy szybka kąpiel, by móc jak najdłużej cieszyć się "wolnym". Mam obecnie olejek z Isany, który również bardzo lubię (jestem z tych, którzy nie wyczuwają w nim zapachu ryby ;)) - jest też kapitalny do mycia pędzli i gąbeczek do makijażu, rozpuszcza cały brud bez większego wysiłku.
Kolejna oliwka - Hipp Oliwka pielęgnacyjna - jest tylko potwierdzeniem tego, że naprawdę lubię je w pielęgnacji. Nie zakupię ponownie, gdyż są sprzeczne informacje związane z testowaniem. Ale jeśli ktoś nie zwraca na to uwagi, to bardzo polecam. Świetnie nawilża, jest mega wydajna i szybko się wchłania (gdy nałożymy ją na mokrą skórę). Producent twierdzi, że zawiera tylko naturalne olejki, w tym olejek midałowy BIO, bez substancji zapachowych, olejków eterycznych, barwników, substancji konserwujących, parabenów. Jedna z lepszych oliwek, które dotychczas stosowałam. Uwielbiałam też jej zapach, typowy dla produktów przeznaczonych dla niemowląt.
Joanna Szampon - kapitalny szampon, który niweluje żółty odcień na włosach. Przeznaczony jest do włosów blond, rozjaśnionych i siwych. Bardzo dobrze się pieni, skóra mnie po nim nie swędziała, nie miałam po nim łupieżu. Dodatkowy atut to jego cena, bo kosztuje coś około piątaka. (jeśli mnie pamięć nie myli). Kupię ponownie na pewno.
Alterra emulsja oczyszczająca Granat BIO - bardzo dobry kosmetyk. U mnie super się sprawdził do porannej pielęgnacji, gdyż pozostawiał na skórze delikatną powłoczkę nawilżającą. Świetny był zimą jako wsparcie dla innych kosmetyków nawilżających. Na chwilę obecną nie kupię, ale na okres jesienno-zimowy z chęcią do niego powrócę. Marka dostępna jest tylko w Rossmann'ach.
Zioła Polskie Krem do rąk i paznokci glicerynowo - rumiankowy - jako posiadaczka bardzo suchej skóry na dłoniach, mam ogromne wymagania wobec kremów do rąk. Ten był bardzo bardzo przeciętny - nie zauważyłam po nim jakiegoś spektakularnego nawilżenia. Stosowałam go w ciągu dnia, po każdym umyciu rąk, bo szybko się wchłaniał i na chwilę niwelował uczucie ściągnięcia.
Hydrolat róży BIO - surowiec o przepięknym i naturalnym zapachu róży. Używałam do własnoręcznie przygotowanych maseczek do twarzy, domowych toników (najczęściej rozcieńczałam z wodą demineralizowaną w proporcji 1:1 z kilkoma kropelkami olejku z drzewa herbacianego) oraz solo. Służył mi bardzo i zagości ponownie w mojej kosmetyczce. Wg opisu na opakowaniu, hydrolat ten wiąże wilgoć w skórze i zapobiega jej odwodnieniu. Producent obiecuje, że zniweluje zmarszczki - osobiście nie wierzę w takie cuda, jednak uważam, że jak skóra jest dobrze nawilżona to widać je jakby mniej. Polecam hydrolaty - robią fajną robotę :) Ważne tylko, by dobrać odpowiedni do swojego typu skóry.
Fitomed Płyn lawendowy do twarzy - hmmm, zastanawiam się nad nim. Z jednej strony odpowiadał mi zapach, bardzo zbliżony do świeżej lawendy, którą ubóstwiam, z drugiej mocno ściągał skórę. Od razu po zaaplikowaniu go na twarz nakładałam krem, bo to ściąganie było bardzo nieprzyjemne, a przeznaczony był niby do skóry suchej. Z plusów: miał bardzo dobry atomizer, który dozował odpowiednią ilość produktu (opakowanie zostawię do domowych produkcji) oraz przystępną cenę. Poza tym, szału nie zrobił! Osobiście wolę umieszać sobie coś swojego i dodać kilka kropli olejku lawendowego.
Avon Maseczka błotna do twarzy z minerałami z Morza Martwego - maseczka oczyszczająca, ale delikatnie. Lubiłam ją stosować, nie zastygała mocno na twarzy i łatwo się ją zmywało. Nawet jak trzymałam ją dłużej niż zaleca producent, nie miałam żadnych podrażnień. Firma występuje na liście czerwonej, więc nie zakupię ponownie. Mam jeszcze kilka masek marki Avon, które sukcesywnie zużywam i na dobre się z nimi rozstanę.
Sensodyne płyn do płukania ust - dołączony był jako próbka do innego produktu. Płyn jak płyn, zużyłam i zapomniałam.
Avon Care regenerująco-odżywczy krem do rąk Cocoa Butter - kolejny zużyty krem do rąk. Ten był bardzo przyzwoity. Zostawiał na dłoni delikatną powłokę, którą lubię. Pięknie pachniał - tak słodko, czekoladowo. Stosowałam na dzień, na noc wolę jeszcze bardziej treściwe kremy.
Lekkie serum nabłyszczające L'Oreal Professionnel Paris - próbeczkę tę dostałam kilka lat temu (!) podczas wizyty u fryzjera. Trochę poleżała w szufladzie, w końcu postanowiłam ją zużyć. Serum wcierałam po umyciu włosów od ucha do końcówek. Nie zauważyłam kompletnie żadnego nabłyszczenia, ale włosy były miłe w dotyku i łatwo się rozczesywały. Próbka zawierała 20 ml i starczyła mi na bardzo bardzo długo, bo do jednorazowej aplikacji zużywało się zaledwie kropelkę. Nie kupię więcej.
I kolejny krem do rąk - Isana med Urea - idealny krem na noc. Przeznaczony jest do skóry bardzo suchej i szorstkiej. Stosowany regularnie ograniczył mi pękanie skóry głównie przy paznokciach. Zawiera 5,5% mocznik, który słynie z właściwości nawilżających i zmiękczających skórę. Nie pachnie jakoś zadziwiająco pięknie, ale nie ma to dla mnie kompletnie żadnego znaczenia, gdyż jest naprawdę skuteczny. Z całą pewnością kupię go ponownie. Dostępny w Rossmann'ie. Polecam spróbować. Dodatkowy atut: niska cena :)
Maskara False Lash Telescopic L'Oreal Paris - znalazłam, gdzieś na dnie szuflady. Kilka lat temu używałam tylko tego tuszu, gdyż mocno wydłużał moje rzęsy, które nie grzeszą długością. Uwielbiałam go też za silikonową szczoteczkę, która docierała do najkrótszych włosków. Nie sklejał rzęs, wręcz idealnie je rozdzielał, nie osypywał się, ale to marka L'Oreal, więc to było nasze ostatnie spotkanie.
O kolejnym kremie z firmy Avon - Krem do rąk z owsem - nie będę się już rozpisywać, bo nie chcę zanudzać. Był taki sobie. I jeszcze jeden - Regenerujący krem do rąk Garnier - ogromnie żałuję, że testują na zwierzętach, bo był cudowny. Ale znajdę zastępcę zapewne, a jak nie to sama coś ukręcę ;)
Jeszcze jeden tusz Luxe z firmy Avon - otrzymałam go jak byłam jeszcze konsultantką. To była bardzo dobra maskara. Miała tradycyjną szczoteczkę, za którą generalnie nie przepadam (wolę silikonowe), ale akurat w jej przypadku nie przeszkadzało mi to absolutnie. Było ją widać na moich rzęsach. Tusz się nie kruszył, nie tworzył efektu "pandy", łatwo go było zmyć. Uważam, że to była jedna z lepszych maskar Avonu.
Żel aloesowy Calaya - żel aloesowy zawsze jest w mojej pielęgnacji. Niekoniecznie tej firmy. Dodaję niemalże do wszystkich moich domowych kosmetyków - do toników, do maseczek, do balsamów. Wcieram go w skórę głowy, nakładam grubą warstwę na twarz na noc i idę spać. Po prostu kocham ten surowiec!
Po drodze wykończyłam również antyperspirant Perceive oczywiście z firmy Avon. Miał dość intensywny zapach, gdyż był z linii zapachowej Perceive. Był skuteczny.
Podczas wizyty u mojego optometrysty otrzymałam próbkę wielofunkcyjnego płynu dezynfekcyjnego Opti-Free, przeznaczonego do soczewek kontaktowych miękkich. Jak już kiedyś wspomniałam, nie widzę różnicy w działaniu płynów różnych firm, więc zawsze wracał do płynu z firmy iWear, którego używam już chyba od 8 lat?
I na sam koniec mój ogromny ulubieniec od bardzo bardzo dawna - woda perfumowana TTA Today z Avon'u - mega trwały zapach. Nie duszący, klasyczny, elegancki. Starczył mi na bardzo długo, gdyż wystarczy psiknąć nim dwa razy i w zupełności wystarcza. Posiadam jeszcze jedną butelkę, którą oszczędzam, bo potem będę poszukiwać jakiegoś nietestowanego, ale wiem, że łatwe to nie będzie. Na razie cieszę się tym, że go mam.
Uff. Jeśli ktoś dotrwał do końca, to bardzo dziękuję. Kolejne denka będę się starała umieszczać raz w miesiącu, żeby te posty nie miały miliona znaków.
Do tego czasu pozdrawiam i życzę udanej niedzieli
L.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz